Czas pędzi, zdrowia brak, humoru brak, więc i wpisów na blogu brak :(
Dziękuję wszystkim, którzy się o mnie martwili, dziękuję tym, którzy pamiętają i wspierają modlitwą i dobrym słowem.
Troszkę prac przez ten okres powstało, choć gdy nastrój do bani, to człowiek wszystko robi tak wbrew samemu sobie i nawet to co zwykle jest przyjemnością- męczy.
Dość marudzenia. Zacznę dzisiaj tak bardzo nietypowo, z przymróżeniem oka ;)
Tata kupił preparat do lutowania, ot taki-
Butelka poddana dokładniejszym oględzinom tak się prezentuje -
taaaa polska wódka Starogardzka...
dalej jest jeszcze ciekawiej-
pojemność-
250 jakby na 260 przerobione, no ale ciekawe jak się te 250-260ml zmieściło w butelce, która ma...
dobre jeszcze jest i to-
Po tym wszystkim sądząc nie zdziwiłoby mnie wcale gdyby ten preparat do lutowania okazał się płynem przeciw pchłom albo na łupież :)))
Teraz już wracam do moich zaległości robótkowych.
Na początek frywolitki-
Swarovski wpleciony tradycyjnie w grubasy-
i skromniutko- obróżka z krzyżykiem i bardzo szeroka bransoletka- wszystko bez żadnych koralików-
Pora na zaległości i nowości szydełkowe-
zwariowana bluzeczka, która czeka na przeróbkę dołu, miałam pomysł na górę, na dół już kompletnie żadnego i wyszło jak wyszło- zębiska są raczej do sprucia-
Od czasu gdy robiłam te fotki schudłam 6 kg- dziś się zważyłam..., nie ma to jak nerwy i choroba- dieta cud ;)
Następna w kolejce- spódniczka ananaskowa. Robiłam ją z resztki włóczki, z której powstała sukienka dla mamy.
Cudem starczyło na spódnicę długości 90cm- czyli jak dla mnie prawie do kostek ;)
Ananaska jak to ananaska- powstała szybko i robiło się ją przyjemnie. Jedynie im bliżej końca tym większy niepokój- na ile starczy tych nici.
Robiłam szydełkiem 3mm i wyszło ok 40 dag (dokładnie nie powieml, bo waga kuchenna zaczęła mi szwankować i raz pokazywała 38 raz 46 dag- trzeba na gwałt nową kupić).
Do zrobienia tej spódnicy wykorzystałam wzorek z tej bluzki-
W końcu przyszła pora na druty.
Machnęłam taką oto dziwną narzutkę- taka miała być, więc taka jest. Góra to splecione trzy "szaliczki" zrobione różnymi wzorami.
Chyba już dobrnęłam do końca, ciekawe czy ktoś miał też cierpliwość zabrnąć aż tak daleko :)
Jeśli tak, to pokażę jeszcze co mnie wkurzyło, co rozśmieszyło i coś do powąchania- czyli troszkę przyrody ;)
Wkurzające jest to-
Jedyne co mogę zrobić, to wymienić ziemię w tym anturium- ziemia kupowana w sklepie ogrodniczym, mam ją też w innych doniczkach ale "tylko" w dwóch mam tak obfite i regularne grzybobranie :(
Coś śmiesznego upolowała mama wśród kartofli-
Coś do powąchania... noooo oczywiście jaśmin w doniczce :)
Teraz po takim wpisie nie pozostaje chyba nic innego jak zamilknąć na kolejny miesiąc ;)
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie pozostawione komentarze.
Przepraszam też wszystkich, którzy czekają na odpowiedzi na swoje maile- mam spore zaległości :(