Ano właśnie, zachciało mi się sweterka wykonanego wzorem norweskim. Poszperałam i wybór mój padł na wzór z Dropsa.
Na sweter zużyłam 7 motków Elian Klasik. Akryl, ale miły no i w tej chwili ważna była dla mnie również przystępna cena.
Z tego co powstało jestem zadowolona :)
Typowo norweskich wzorów nigdy nie robiłam ale kiedyś sporo żakardowych sweterków dziergałam.
Najgorzej wspominam takie swetrzysko -
Pamiętacie epokę wielkich moherowych swetrów?
Nie zapomnę dziergania tego cudaka w lecące łabędzie - mnóstwo kłębuszków na mnie (każdy motyw robiłam osobnym kłębkiem) i do tego te fruwające kłaki moheru na mnie i dokoła mnie brrrrr.... Kłaczki były takie wkurzające, że w gotowym swetrze dorobiłam podszewkę.
Na dowód, że to faktycznie łabędzie w czterech kolorach -
Niezbyt mile wspominam również taką pstrokaciznę -
Miejscami też był moher, miejscami wzór ryżowy.
O dziwo, takie swetry dość szybko powstawały, bo jak się już zagrzebałam pod kłębkami, to wolałam się spod nich nie ruszać, więc siedziałam pod nimi i dłubałam godzinami.
Każde wygramolenie się spod kłębków kończyło się niezłym galimatiasem i poplątanymi nićmi :S
Ten też wielgaśny, obszerny, ale robota była zdecydowanie przyjemniejsza -
Za to taką wstaweczkę robiło się bardzo przyjemnie :)
A Murzynkę to już dziergałam z przyjemnością i uśmiechem na twarzy :D
Jednak to są rzeczy, których fotki mam, a powstało bardzo dużo takich, które rozeszły się po sąsiadach, po rodzinie i pozostał jedynie ślad w pamięci.
Początkowo wrabiane wzory robiłam tylko szydełkiem, bo niestety na drutach nauczyłam się robić później. Nigdy nie zapomnę 50 kamizelek zamówionych przez jakiegoś Niemca.
Szydełkiem, robione w całości i zszywane tylko na ramionach.
Ta całość wyglądała hmm... dołem woda, na wodzie wyspa (prawie w całości na plecach i częściowo na jednym boku), na wyspie palma nad tym wszystkim niebo z chmurkami...
Ogólnie masakra, po zrobieniu dziesiątej kamizelki było mi już niedobrze. Po każdej kolejnej wyć mi się chciało.
Dobrze, że to szydełkowe było i szybko rosło, no i rękawów nie miało.
Ale dzięki temu Niemcowi miałam okazję zapoznać się z włóczkami o jakich mi się nawet nie śniło w tamtych czasach.
Teraz siedzę zagrzebana w koralikach, ale to tylko powtórki bransoletek, które już pokazywałam niedawno.
Zrobiłam też takie kolczyczki -
Po świętach wracam do norweskich swetrów, mam zamówienie na dwa takie same jak ten mój pokazany na początku tego wpisu.
Pomarudziłam, powspominałam, to teraz zmykam :)
Dziękuję za odwiedziny i komentarze.
Znowu mam problemy z zamieszczaniem komentarzy na blogach, gdy wybieram konto Google, to otrzymuję jakieś dziwaczne komunikaty.