Jest w moim kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny, Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie, Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny, Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.
Kiedy ojciec z talerza podnosi chleb biały, Zbierając w krąg domowych, na ten rozkaz niemy, Wszyscy się podnosimy, i duży, i mały, Wszyscy się obręczamy i wszyscy płaczemy.
Bo w tej patriarchalnej, uroczystej chwili Przeróżne wsteczne rzeczy wspominamy sobie, Myślimy o tych, którzy niegdyś z nami byli, A dzisiaj, jak dzieciństwo nasze, leżą w grobie.
~~~~~~
To już jutro ten dzień. Wigilia.
Tak wiele dobra zaznałam ostatnio od Was kochani. Pomimo bólu i zmartwień będzie to dla mnie czas szczęśliwy. Jestem poruszona Waszą dobrocią. Życzeniami, modlitwą, prezentami...
Tak wiele dla mnie zrobiliście, że słów brakuje, żeby podziękować.
Napiszę więc zwyczajnie - dziękuję... bardzo dziękuję. Wierzę, że ta dobroć do Was wróci.
Życzę z całego serca aby te Święta i cały Nowy 2012 Rok były szczęśliwe. Życzę wszystkim zdrowia, spokoju, radości i Bożego błogosławieństwa.
Dzisiaj tylko taki króciutki, przedświateczny wpis.
Gdy tylko poczuję się lepiej, to się odezwę. Dziś mam za sobą znowu nieprzespaną noc i czuję się jakby walec przeze mnie przejechał.
Mam nadzieję, że wkrótce, po kolejnej operacji, będzie trochę lepiej.
Witam po przerwie i ogromnie dziękuję za wszelkie przemiłe słowa, za wsparcie i przede wszystkim za modlitwy.
Wróciłam ze szpitala, ale zanim napiszę co i jak to wrzucę ostatnią bransoletkę, którą zrobiłam przed samym pójściem do szpitala.
Wzór znany -
Bransoletka jak bransoletka, ale powiem nieskromnie, że zdecydowanie bardziej mi się podoba od tej, którą mi założono na drugą łapę - imię, nazwisko, PESEL, nazwa oddziału (urologia).
Do szpitala szłam w jednym celu - pozbyć się wreszcie bólu, ciągłego i upartego. Diagnoza - duży kamień w lewej nerce, w kielichu dolnym, nie nadaje się do rozbicia. Usunięcie operacyjne.
O tym wiedziałam.
Ostatni rentgen przeglądowy jamy brzusznej. Ostatnia wizyta przed szpitalem u urologa - już tylko sama mama poszła z wynikami, bo nie dałam rady.
I totalne zaskoczenie słowami lekarza- tu z prawej strony jest o wiele poważniejszy problem, zanim cokolwiek zaczniemy robić z nerką lewą musimy ratować prawą nerkę.
Skierowanie do szpitala już na cito- pilne i to z powodu prawej nerki!!! Nie miałam pojęcia o co chodzi i co się dzieje z tą nerką, skoro mi cały czas dokucza nerka lewa.
Dopiero w szpitalu się dowiedziałam, że w prawym moczowodzie siedzi duży kamlot i niewiele czasu brakuje, zeby zatkał całkowicie moczowód, wtedy wiadomo... wodonercze albo i gorzej, gdyby ktoś w porę nie rozpoznał co się dzieje (bo na tym RTG, to tylko dobry urolog mógł zobaczyć, to co zobaczył ten, do którego moja mama z wynikiem poszła).
Potem zabieg i odwieczny u mnie problem z narkozą. Przy moich schorzeniach neurologicznych anastezjolodzy mają spory problem.
Na bloku operacyjnym usłyszałam od przemiłej pani doktor, że wspólnie wymyślili dla mnie taką najłagodnieszą narkozę czyli- znieczulenie w kręgosłup plus ogólne uśpienie, ale bez podania zwiotczaczy mięśni, bo w moim przypadku po podaniu tych środków mógłby być problem z wybudzeniem i mogłabym trafić na OIOM.
Pomyślałam i mówię - ryzyk fizyk, proszę dajcie normalną, taką, że zasypiam od razu, nic nie słyszę nic nie czuję (kiedyś miałam taką narkozę, że miałam porażone mięśnie, ale wszystko słyszałam i czułam od początku do końca...).
Zaryzykowali i... narkozę z tego całego pobytu szpitalnego wspominam jako coś najprzyjemniejszego. Pomijając nerwy anestezjologów związane ze spóźnianiem się lekarza, który miał operować...
Po zabiegu ból (przed też - pielografia wstępująca - dla mnie wyjątkowo bolesna była).
Potem już ciągłe kroplówki przeciwbólowe i tym podobne atrakcje w postaci cewników i innych ozdób.
Na końcu moje pytanie- a co z drugą nerką, tą bolącą jak licho, utrudniającą życie?
Odpowiedź - w tej chwili szpital nie ma odpowiedniego sprzętu, jak dostaniemy sprzęt to...
Kiedy szpital dostanie sprzęt?
- wtedy, kiedy dostanie pieniądze.
Czyli?
- w najlepszym wypadku za około pół roku.
Rada- szukać pomocy w szpitalu w Wejherowie lub na Zaspie.
Dla rodziców utrudnienie- daleki dojazd, a sił też nie mają, tu mogli do mnie łatwo zajrzeć.
Dla mnie zaskoczenie, wiedziałam o operacji nerki a teraz nagle jakiś sprzęt???
Takkkk, kamień przez lata siedział w dolnym kielichu a teraz nagle siedzi w miedniczce i stał się idealnym celem do zabiegu pod tytułem PCNL...
Jestem już w domu, od czasu pobytu w szpitalu złapały mnie trzy kolki nerkowe z atrakcjami typu wymioty itp., jedna tak silna, że... Złapały mnie w prawą nerkę (w niej są jakieś drobniuśkie kamyczki, moze zostały poruszone środkami rozkurczającymi, przeciwbólowymi podawanymi mi w kroplówkach, a może zwyczajnie skrzepy krwi przytykały coś i stąd kolki- nie wiem).
Do domu wyszłam z takim krwiomoczem, jakiego jeszcze nie widziałam, no ale to normalne. Kamień ponoć był przyklejony czy nawet wrośnięty w moczowód.
Jestem słaba, obolała i czuję się... wystrychnięta na dudka przez los, bo lewa nerka z kamieniem, oczywiście - boli tak, jak bolała. Wróciłam więc do stanu sprzed szpitala.
Nie czuję jakoś radości z "uratowania" prawej nerki, bo to, że z nią coś nie tak, dowiedziałam się przypadkiem, ona weszła jakoś tak w paradę...
Oczywiście, cieszę się, że w porę problem został zauważony i usunięty.
W domu- mama chora, nie wiem co się dzieje. Bardzo cierpi, martwię się.
Gdy szłam do szpitala zachorował Dyzio. Nikt nie miał głowy się nim zająć. Wróciłam, widzę, że biedak ma godziny policzone. Biłam się z myślami czy wzywać weterynarza. Pieniędzy w domu zero..., nawet mama leków nie mogła sobie wykupić...
Jednak nie wytrzymałam i zadzwoniłam i poprosiłam lekarza dając tym samym Dyziowi ostatnią szansę. O pożyczenie paru groszy poprosiłam sąsiadkę.
Teraz sama nie wiem, może źle zrobiłam, bo to już była niepotrzebna męka dla kota - pobranie płynu spod otrzewnej, moczu... Nie było szans. Zapalenie otrzewnej, w brzuchu normalnie zgnilizna. Wieczorem weterynarz zadzwonił i powiedział, że zbadał pobrane płyny, że same bakterie, że stan bardzo poważny i dać kotkowi spokojnie odjeść a gdyby cierpiał, to podjedzie i uśpi.
Pożegnałam się z Dyziem. W nocy odszedł.
Kochany, cierpliwy kot :(
Wnuczek mojej Kizi. Kiedyś tu wrzuciłam filmik jak mały Tymek podgryzał mu ogon.
Tak sobie lubił spać-
Smutno. Kizia też płakała...
---------------------------
Teraz zbieram siły na kolejny zabieg. O ile kamień nie wlezie spowrotem do dolnego kielicha, to PCNL. Zobaczymy. Chyba wybiorę Wejherowo.
Kolejny rok zapowiada się bez świąt Bożego Narodzenia, w domu choroba, sił nie mamy, mama chora, tata ledwie żyje, pieniędzy też nie ma, ale to najmniejszy problem. Ważne, żeby choć to zdrowie było...
Jeszcze raz bardzo dziękuję za modlitwę i dobre słowa i proszę o jeszcze.
Tak jak w tytule napisałam - boję się i to bardzo, przede mną trudny czas, proszę otaczajcie mnie dobrymi myślami, módlcie się i trzymajcie kciuki, żeby wszystko poszło bez problemów, żeby dobrze się skończyło.
Na razie nie piszę wyraźnie o co chodzi, żeby nie zapeszać. Niektórzy pewnie się domyślą.
W każdym razie czuję się jak zając złapany w pułapkę :(
Robótkowo nic się nie dzieje, jedynie skarpetki. Z resztek włóczki po sweterku. Bawełna, trochę za słaba na skarpety, ale choć do spania, na wiecznie lodowate stopy, się nadadzą.
Dziwne wyszły, dawno skarpet nie robiłam i te zrobiłam tak na wariata, na oko, na nosa (niepotrzebne skreślić).
Ważne, że na stopy pasują też :)
Napiszę to, co i na forum napisałam, że aż tak krzywych nóg, jak na tej ostatniej fotce - to nie mam :)
Żartuję, ale tak naprawdę to wcale mi nie jest do śmiechu :( No, smutno mi i mam takiego boja, że nie wiem, najchętniej bym wyszła z siebie i uciekła :(
Ona1993 - trudno mi powiedzieć, czy coś z tych preparatów, które stosowałam mi pomogło, czy samo przeszło. Z pewnością i jedno i drugie.
Polecam serię Joanny z rzepą. Szczególnie ten płyn w butelce z aplikatorem, myślę, że ta kuracja trochę pomogła. Łykałam różne piguły witaminowo ziołowe.
Włosy przestały wypadać, sporo odrosło i teraz mają około 5-7 cm i są kolejne króciutkie takie ok pół cm.
W tej chwili przy skórze jest już prawie tak jak było przed tym szalonym wypadaniem.
Pisząc to zastanawiam się jak teraz czupryna zareaguje na to, co mnie czeka... Mniejsza z tym, włosy teraz najmniej ważne...
Buziaki dla wszystkich, no prawie wszytskich - zasmarkanych nie całuję tylko macham łapką
Robiąc ostatnie bransoletki druciane pochowałam sobie do woreczka wszelkie ścinki drucików.
Nie mam jeszcze takiej wprawy, żeby przycinać druty mniej więcej na miarę, więc tych drucianych odpadków troszkę się nagromadziło.
Wczoraj je wykorzystałam. Powstała bransoletka bałaganiarska, resztkowa.
Trudno mi ją sfotografować.
Niezły bałagan powstał, ale zabawa przy wykonaniu - klawa :)
Na ręce wygląda interesująco, tylko nie mogę się zdecydować, czy ta wiązka drucików lepiej wygląda skierowana w dół ręki, czy w górę. Przygięłam je tak, żeby od ręki nie odstawły.
Nie wiem czy się taka forma nada na bransoletkę, powiedzmy, że ta jest eksperymentalna :)
Dziękuję za wszystkie komentarze, które otrzymałam od Was :)
Z trzech motków włóczki Drops Delight. Rozmiar szalika - 30cm X ok 120cm. Druty nietypowe jak dla tej włóczki, 4mm.
Sama przyjemność dziergać od czasu do czasu coś tak prostego :)
Sama przyjemność robić od czasu do czasu frędzle :)
Mam nadzieję, że nowemu właścicielowi się spodoba - zobaczymy. Kolor wybrał sam, rozmiary podał, o kutasiki- frędzle na końcach poprosił. Na ewentualne gryzienie, powiada, że jest odporny.
-----------------------------
Moja Kizia dzisiaj prawidłowo wyłączyła komputer. Wskoczyła na klawiaturę, jak zobaczyłam z drugiego końca pokoju, że wywołała okienko zamykające kompa, to wstałam, żeby ją zgonić, jednak zanim zdążyłam zareagować, to musiała zarajza jakoś wybrać - wyłącz komputer i zatwierdzić enterem... komputer się posłusznie wyłączył.
Dobrze, że mi uaktualnień BIOS-a spod Windowsa nie robi. Ja raz tylko robiłam i mało na serducho nie padłam, najpierw przerażona - czy prądu nie wyłączą, czy komputer się nie przyblokuje, a gdy już kliknęłam, po zakończonym uaktualnianiu, żeby komputer się zrestartował, to oczy zamknęłam, przestałam oddychać i tylko - włączy się czy zawiśnie...
Wtedy się udało, ale teraz już nie próbuję, za duży stres :) Gdy przyjdzie taka potrzeba, to zostawię to... Kizi :)))
Wczoraj poświęciłam więcej czasu na odwiedziny przeróżnych blogów robótkowych.
Jestem pod wrażeniem prac, które mogłam obejrzeć. Śliczne, pomysłowe. Poczytałam o czym piszecie, gdy mi się udało, to skrobnęłam komentarz.
Wstyd mi, że często tylko zerkam, zachwycę się i lecę dalej.
Duża zasługa w tym problemów, jakie mam z dodawaniem komentarzy.
Gdy w adresie widzę - blogspot, to już wiem - będą problemy :(
Kiedyś łatwo mogłam dodać komentarz z konta Google, obecnie wyskakuje mi taki kwiatek -
Wczoraj założyłam nowe konto na Gmailu i ta sama historia.
Na niektórych blogach udało mi się dodać komentarz korzystając z konta gościa. Na innych wybrałam wpisanie nazwy i adresu URL, na pozostałych - odpadły te opcje, bo na liście rozwijanej wyboru konta nie było ani gościa ani nic, co byłoby przydatne dla mnie :(
Nawet na bloxie miałam problemy, w kilku przypadkach po przepisaniu kodu z tokenu i próbie wysłania komentarza, przerzucało mnie do strony głównej blogu.
Drepcząc po Waszych blogach, dziergałam sobie czapkę :)
Schemat i opis już dawno miałam zachomikowany, jednak dopiero wczoraj przez przypadek się na niego natknęłam w czeluściach mego dysku.
Jedyna włóczka, jaka się z bidą nadawała spośród tych, które jeszcze mam w domu, to - Askin Nako. Robiłam tę świrniętą czapkę drutami 6 mm.
Świrnięta, czyli - po mojemu - spiralna :)
Ponieważ wyglądam w większości czapek jak świr :))) więc i w tym wypadku, tak jest.
Dlatego na fotkach głównie czapka i małe fragmenty mojej osoby.
Włoczka taka, że prawie nie widać dolnego warkocza.
Czapkę dostała Mama. Ładniej w niej wygląda.
----------------------------------------
Serdecznie dziękuję Gościowi o pseudonimie - nada, za podanie linku w komentarzu zostawionym pod wpisem o Krzyżu.
Zgadzam się całkowicie z wypowiedzią prof. Josepha Weilera.
Zamieszczę tutaj ten film z YT, a dla tych, którzy są słabsi z angielskiego (jak ja), podaję linka do tłumaczenia - TUTAJ
Pisząc to, co napisałam dwa posty niżej - nie miałam na celu nikogo obrażać. Pisałam co myślę i proszę to uszanować. Oczywiście - jestem otwarta na dyskusję, polemikę, rozmowę, jednak nie zgadzam się aby ktoś występował od razu z krzykiem i obrażaniem mnie i wartości, które są dla mnie ważne.
Pisanie pewnych słów dużą literą - nie oznacza pychy, oznacza szacunek dla pewnych wartości, symboli.
Szanuję każde wyznanie. Mam wielu przyjaciół wśród niewierzących, ateistów, agnostyków.
Żyję w zgodzie z wieloma Świadkami Jehowy. Mam dobrego kolegę Sikhę. Przyjaźnię się z Zielonoświątkowcami, mam w rodzinie Prawosłwanych. Znam kilku Muzułmanów i bardzo ich lubię.
Dlaczego uważam, że w Sejmie powinien być Krzyż? - już o tym pisałam.
Rok 966 - chrzest Polski.
Dlaczego w tej chwili waham się, czy ten symbol powinien wisieć w Sejmie?
Dlatego, że go szanuję...
Gdyby gdzieś wisiał portret kogoś mi bliskiego i gdyby w tym pomieszczeniu go opluwano, gdyby wyśmiewano, gdyby..., to bym go stamtąd zabrała.
Nie dlatego, że by mi kazano, nie - z tego powodu bym nie uległa.
Zabrałabym, dlatego, że takie traktowanie jest niesmaczne.
Czy inne symbole religijne powinny znaleźć się w Sejmie?
Osobiście - nie mam nic przeciwko temu. Z jednym zastrzeżeniem. Krzyż na pierwszym miejscu - bo Polska przyjęła chrzest a nie Islam...
Szanuję inne symbole religii, ze względu na to, że są ważne dla innych wyznań. Dla mnie osobiście mają tylko to jedno znaczenie - są ważne dla kogoś. Swoją obecnością ani mnie nie obrażają, ani niesmaku nie powodują, ani im pokłonu nie oddam.
Jeśli ich obecność miałaby sprawić, że ludzie, dla których są ważne, zaczną bardziej dbać o naród, o każdego człowieka, zaczną uchwalać zdrowe ustawy, to nie mam nic przeciwko.
Z wyjątkiem odwróconego krzyża, bo dla mnie to profanacja. Nawet jeśli dla mnie to wyłącznie symbol św. Piotra.
i jeszcze jedno - Truscaveczko - nie, nie jestem za mordowaniem- nie cierpię fanatyzmu w żadnej postaci. Mam swoje wartości, ich się trzymam, bronię i ich się nie wstydzę, jednak fanatyzm jest mi obcy.
Nie, nie chcę tolerancji - chcę szacunku, bo i ja nie toleruję a szanuję. Niewierzących też, bo dla mnie ważny jest człowiek. Nie pytam, czy ktoś wierzy i w co wierzy, jeśli jest Człowiekiem, to go szanuję i tyle.
------------------------------
W swoim wpisie nie chciałam też obrażać przedstawicieli różnych zawodów, chciałam tylko powiedzieć, żeby traktowali każdego człowieka tak, jak sami chcieli by być traktowani.
Masarz, który mówi publicznie, że nie odważyłby się zjeść produktów własnej masarni... Czy to, że sąsiad je je, że jedzą dzieci, czy to go nie rusza?
Sprzęt, który się psuje po dwukrotnym użyciu. Kto go wyprodukował i z myślą o kim?
Oczywiście jest wielu uczciwych, wspaniałych ludzi, ale niestety - ogólnie - nie jest z nami dobrze, oj nie...
Nie namawiam ani nie popieram niemycia się :)
Jednak są takie sytuacje, gdy człowiek jest bezradny, niesamodzielny, chory. Często nie ma nawet pomocy odpowiedniej.
Co tu dużo mówić. Mój przykład. Pierwsze zawroty głowy około 10 lat temu. Bardzo silne. Nie było mowy, zeby usiąść na łóżku.
Przez siedem tygodni(!!!) nie byłam w stanie w żaden sposób umyć głowy!. Najmniejszy ruch powodował potworne zawroty, omdlenia. Siedząc na sztywno w wannie, próbowałam lać wodę po sobie, spływająca woda, po oczach, wywoływała tortury, a to już było po tych siedmiu tygodniach niemycia łepetyny...
Nikt nie mógł mi pomóc, bo każde dotknięcie, najmniejszy ruch był dla mnie torturą.
Zawroty były oporne na wszystkie leki - próbowałam z każdej grupy.
Odpuściły po pół roku - nie całkiem, ale było dużo lepiej.
Potem jeszcze wracały.
Tak, przejmowałam się tym niemytym łbem. Na szczęście trafił do mnie dobry lekarz - nie martw się, to wszystko jest nieważne, wypucujesz się, gdy będziesz mogła. To jest bez znaczenia. Pacjent nie fijołek, nie trza go wąchać tylko leczyć (przerobił znany szmonces).
Skrajny przypadek - znajomy zaginął w lesie. Szukały go śmigłowce, szukała rodzina, policja. Nie znaleźli. Po kilku dniach, moze nawet kilkunastu, ktoś go znalazł, nieprzytomnego, potwornie brudnego, pogryzionego przez robaki.
Przewieziono go do szpitala, powiadomiono rodzinę. Rodzina przyszła i ... została potwornie zjechana przez lekarzy, za to, ze doprowadzili dziadka do takiego stanu, że brudny, że śmierdzi... Nie pomagały tłumaczenia, dlaczego jest w takim stanie.
Dopiero po jakimś czasie lekarze przeprosili z łaski.
Inny przypadek - opisałam w komentarzach.
To są skrajne przypadki, wiem. Jednak chciało by się, żeby na pierwszym miejscu stał człowiek - nie ważne jak wygląda i jak pachnie i ile ma lat.
Zapis w poradni przyszpitalnej, że pacjenci nie będą rejestrowani do końca roku a pacjenci po sześćdziesiatym roku życia - w ogóle... Dla mnie coś takiego jest niedopuszczalne.
Widzimy to, początkowo się oburzamy, potem się przyzwyczajamy, przestajemy reagować, w końcu zaczynamy traktować jak coś normalnego...
-----------------
...a miało być o świrniętej czapce...
Wybaczcie, to takie przemyślenia wynikające z troski, bo chciałabym, żeby było pięknie, dobrze i miło...
Tak, to mniej więcej taki jak w bransoletkach, które ostatnio robiłam :)
Krzyżyk z koralików-
Tyle złego się dzieje wokół, tyle spraw w ojczyźnie wymaga naprawy, tymczasem zamiast walki z tym co chore, toczą się bezsensowne boje o Krzyż.
Polska - kraj ochrzczony przed wiekami. Symbolem chrześcijaństwa jest krzyż.
Jest to symbol dla Chrześcijan.
Dla niewierzących, jest to nie znacząca NIC ozdoba, ot kawałek drewna, czy innego materiału.
W jaki sposób niewierzącego może obrażać coś, co dla niego nie ma żadnego znaczenia?
Na ścianie może wisieć obraz, może być brzydki, ładny, niesmaczny, wspaniały, jednak jeśli nie wyśmiewa czyichś uczuć, to chyba nikt przy zdrowych zmysłach by z taką ozdobą na ścianie nie walczył tak zażarcie.
Dla niechrześcijanina wszystko jedno czy to krzyż, czy obraz, czy kwietnik z paprotką, coś wisi i już. Ani grzać nie powinno ani ziębić.
Skąd ta wrogość?
Inna sprawa. Dla Chrześcijan Krzyż jest symbolem. Jest ważny. Powinien być tam, gdzie nie będzie obrażany, profanowany.
Jestem za Krzyżem w naszym Sejmie, jednak nie chcę, żeby był opluwany. Nie chcę żeby w Jego obecności uchwalano głupie czy szkodliwe czy krzywdzące ustawy.
Tyle spraw złych i... cisza. Jeden malutki krzyż na ścianie i wrzask na całą Polskę...
Panowie i panie, spójrzcie jak wygląda leczenie w naszym kraju- to taki pierwszy z brzegu przykład...
Tyle problemów do rozwiązania.
Uszanujcie, że jesteście dziećmi kraju mającego chrzest, uszanujcie tych, dla których Krzyż jest ważny, przecież dla Was to tylko "coś" na ścianie, coś ponoć bez znaczenia.
Zajmijcie się biedą, bezrobociem, chorymi, szkolnictwem... tylko mądrze się zajmijcie.
Wspólnie pracujcie dla dobra wszystkich Polaków. Każdego traktujcie jak ojca, matkę, brata, córkę.
Wspólnie pracujMY! Wszyscy.
Bez krętactwa, oszustw.
Piekarzu - rób taki chleb, żeby był i zdrowy i smaczny, taki jakim chciałbyś nakarmić własne dziecko.
Lekarzu - pochyl się nad tym staruszkiem jak nad własnym ojcem, nie patrz, że biedny, czy może brzydko pachnie. Dotknij go - on nie gryzie. Brzydzisz się? Dlaczego zostałeś lekarzem???
Księże - bądź przykładem. Samo kazanie, nawet najlepsze, to za mało.
Polityku, bądź mądry, nie tylko, gdy chcesz wygrać wybory. Nie obiecuj, działaj.
Jeszcze taki tekścik dorzucę, ma już parę latek, ale daje do myślenia -
"Po katastrofie terrorystycznej w USA 11.09.2001, córka Billy Grahama w wywiadzie TV na pytanie:
"Jak Bóg mógł pozwolić na coś takiego?"
Odpowiedziała: Jestem przekonana, że Bóg jest do głębi zasmucony z tego powodu, podobnie jak i my, ale od wielu już lat mówimy Bogu, żeby wyniósł się z naszych szkół, z naszych rządów oraz z naszego życia, a ponieważ jest dżentelmenem, jestem przekonana, że w milczeniu wycofał się.
Jak możemy się spodziewać, że Bóg udzieli nam swojego błogosławieństwa i ochroni nas, skoro my żądamy, aby On zostawił nas w spokoju?
Zobaczmy - myślę, że zaczęło się to wówczas, kiedy Madeline Murray O'Hare (została zamordowana, niedawno znaleziono jej ciało) narzekała nie chcąc żadnych modlitw w naszych szkołach, a my powiedzieliśmy OK. Potem ktoś powiedział, żeby lepiej nie czytali Biblii w szkole... Biblii, która mówi: nie zabijaj, nie kradnij, kochaj swego bliźniego jak siebie samego. A my powiedzieliśmy OK.
Następnie dr Benjamin Spock powiedział, że nie powinniśmy dawać klapsa dzieciom, kiedy się źle zachowują, ponieważ ich małe osobowości się zniekształcają i możemy zniszczyć u nich szacunek do samych siebie (syn dr. Spock'a popełnił samobójstwo).
A my powiedzieliśmy, że ekspert powinien wiedzieć o czym mówi. Dlatego powiedzieliśmy OK. Po czym ktoś powiedział, że lepiej by było, aby nauczyciele i wychowawcy nie karali naszych dzieci, kiedy się źle zachowują. Dyrektorzy szkół powiedzieli, że lepiej by było. aby żaden pracownik tej szkoły nie dotykał uczniów, kiedy się źle zachowują, ponieważ nie chcemy złej opinii i z pewnością nie chcemy być zaskarżeni do sądu /istnieje ogromna różnica między karaniem i dotykaniem, biciem, upokarzaniem, kopaniem itd./. A my powiedzieliśmy OK.
Następnie ktoś powiedział - pozwólmy naszym córkom na aborcję - jeśli chcą. Nawet nie muszą o tym mówić swoim rodzicom. A my powiedzieliśmy OK.
Po czym ktoś mądry z rady szkoły powiedział; ponieważ chłopcy i tak będą chłopcami, więc i tak będą to robić, dajmy naszym synom tyle kondomów, ile chcą aby mogli zażywać tyle radości ile chcą, a my nie będziemy musieli mówić ich rodzicom, że otrzymują je w szkole. A my powiedzieliśmy OK. Po czym niektórzy z wyższych wybranych urzędników powiedzieli, że to nieważne, co robimy prywatnie, dopóki wykonujemy naszą pracę?...
Zgadzając się z nimi. powiedzieliśmy, że nie obchodzi mnie to, co ktoś, łącznie z prezydentem, robi prywatnie, dopóki ja mam pracę, a ekonomia jest dobra. Po czym ktoś powiedział - drukujmy czasopisma że zdjęciami nagich kobiet i nazwijmy to zdrowym, trzeźwym podziwem dla piękna kobiecego ciała. A my powiedzieliśmy OK.
Po czym ktoś inny poszedł o krok dalej z tym podziwem i opublikował zdjęcia nagich dzieci, a następnie jeszcze jeden krok dalej i udostępnił je w Internecie. A my powiedzieliśmy - OK, są upoważnieni do swobodnego wyrażania. Po czym przemysł rozrywkowy rozpoczął produkcję widowisk TV i filmów promujących przemoc, profanacje, zakazany seks. Rozpoczął nagrania muzyki zachęcającej do gwałtu, narkotyków. zabójstwa, samobójstwa oraz satanistycznej. My powiedzieliśmy, że to tylko rozrywka. to nie ma żadnych szkodliwych skutków, w każdym razie nikt nie traktował tego poważnie, więc idziemy do przodu. Teraz nasze dzieci nie mają sumienia, dlaczego nie wiedzą, co jest dobre, a co złe, i dlaczego nie martwi ich zabijanie obcych, kolegów z klasy oraz samych siebie. Prawdopodobnie, gdybyśmy o tym długo i wystarczająco mocno myśleli, moglibyśmy zgadnąć. Ja myślę, że ma to wiele wspólnego z tym, że...