Uf, skończyłam...
Dostałam bojowe zadanie, bardzo się przy nim napracowałam.
Niestety z efektu nie jestem za bardzo zadowolona.
Otrzymałam fotkę naszyjnika z jakieś gazety. Naszyjnik częściowo ukryty pod gazetowymi napisami, częściowo pod włosami modelki. Trudno ocenić jaką techniką został wykonany.
Moje zadanie- zrobić coś podobnego obojętnie jak. To coś ma być białe, nie ma mieć tych dolnych koralików, które są w oryginale a jedynie środkiem kilkanaście kryształków Swarovskiego.
Oryginał wygląda tak-
Moja nieudolna podróbka, tak-
Górną część wykonałam koronką frywolitkową, dolna, to elementy makramy szydełkowej. Przęsełka łączące poszczególne części zrobiłam tak, jak w hafcie Richelieu.
Na zdjęciu nie widać niestety koralików. Praktycznie widoczny jest tylko jeden największy kryształek na środkowym serduszku.
Kryształki są również na górnej frywolitkowej części i na płatku tuż pod środkowym serduszkiem (na płatku 4 koraliki).
Naszyjnik czeka jeszcze na prasowanie i drobną kosmetykę- wyrównanie ściegów.
Dzisiaj, gdy go kończyłam, zaczęło zachodzić słońce, więc szybciutko odpięłam ze styropianu (makramę robię na styropianie) i cyknęłam choć kilka fotek, tak na szybko, żeby zdążyć jeszcze przy dziennym świetle.
Wyszło jak wyszło. Być może będę robiła jeszcze taki sam czarny.
Dłubania przy nim sporo, efekt- taki sobie...
Tymczasem wracam do kolejnego czarno-czerwonego kompletu frywolnego. Później kolejne powtóreczki ;)
Dobrze, że mam co robić, mniej myślę o wszelkich dolegliwościach.
Czuję się do bani. Na dodatek złamał mi się kolejny ząb, całkiem do korzenia. Niestety nie mam siły nawet na dojazd do dentysty taksówką, nie mówiąc już o siłach potrzebnych na wysiedzenie w gabinecie :(
Trudno, nie można widocznie mieć wszystkiego. Poza zdrowiem niczego mi nie brakuje.
Kichać na głupie zęby, bez zębów też da się żyć, gorzej z innymi częściami mojej osoby.
Mniejsza z tym. Mam radochę z moich kwiatuszków :)
Kliwia kwitnie na całego. Dziwne, młodziutka roślinka i w niezbyt sprzyjających warunkach- zimą powinna przebywać w chłodniejszym pomieszczeniu.
Tak sobie siedzę i patrzę na te moje roślinki i tak dumam- niezłą miał pan Bóg zabawę przy ich stwarzaniu.
Tak sobie wyobraziłam że bierze po kolei różne składniki, troszkę takiego koloru, ciut takiego zapachu i tworzy sam zaciekawiony tym co powstanie.
Skąd my to znamy :))) szperamy w kłębkach, koralikach i czym się tylko da i ... tworzymy :)))
Nieodrodne dzieci swojego Ojca ;)
Sami popatrzcie jaką trzeba mieć fantazję, żeby wymyśilić takie liście-
albo takie-
albo takjie niesforne-
a to tylko liście, nie wspominając o kwiatach...
Na koniec moja najnowsza roślinka- homalomena-
Zmykam już do moich frywolitek ;)