Obserwatorzy

poniedziałek, 14 listopada 2011

Głównie o świrniętej czapce (taki mam zamiar...)

Wczoraj poświęciłam więcej czasu na odwiedziny przeróżnych blogów robótkowych.


Jestem pod wrażeniem prac, które mogłam obejrzeć. Śliczne, pomysłowe. Poczytałam o czym piszecie, gdy mi się udało, to skrobnęłam komentarz.


Wstyd mi, że często tylko zerkam, zachwycę się i lecę dalej.


Duża zasługa w tym problemów, jakie mam z dodawaniem komentarzy.


Gdy w adresie widzę - blogspot, to już wiem - będą problemy :(


Kiedyś łatwo mogłam dodać komentarz z konta Google, obecnie wyskakuje mi taki kwiatek -


info


Wczoraj założyłam nowe konto na Gmailu i ta sama historia.


Na niektórych blogach udało mi się dodać komentarz korzystając z konta gościa. Na innych wybrałam wpisanie nazwy i adresu URL, na pozostałych - odpadły te opcje, bo na liście rozwijanej wyboru konta nie było ani gościa ani nic, co byłoby przydatne dla mnie :(


Nawet na bloxie miałam problemy, w kilku przypadkach po przepisaniu kodu z tokenu i próbie wysłania komentarza, przerzucało mnie do strony głównej blogu.


Drepcząc po Waszych blogach, dziergałam sobie czapkę :)


Schemat i opis już dawno miałam zachomikowany, jednak dopiero wczoraj przez przypadek się na niego natknęłam w czeluściach mego dysku.


Jedyna włóczka, jaka się z bidą nadawała spośród tych, które jeszcze mam w domu, to - Askin Nako. Robiłam tę świrniętą czapkę drutami 6 mm.


Świrnięta, czyli - po mojemu - spiralna :)


Ponieważ wyglądam w większości czapek jak świr :))) więc i w tym wypadku, tak jest.


Dlatego na fotkach głównie czapka i małe fragmenty mojej osoby.


czapka


czapka


czapka


czapka


czapka


czapka


czapka


czapka


czapka


Korzystałam z tego opisu.


... z opisu... akurat :)))


Ze schematów, oczywiście ;)


Włoczka taka, że prawie nie widać dolnego warkocza.


Czapkę dostała Mama. Ładniej w niej wygląda.


----------------------------------------


Serdecznie dziękuję Gościowi o pseudonimie - nada, za podanie linku w komentarzu zostawionym pod wpisem o Krzyżu.


Zgadzam się całkowicie z wypowiedzią prof. Josepha Weilera.


Zamieszczę tutaj ten film z YT, a dla tych, którzy są słabsi z angielskiego (jak ja), podaję linka do tłumaczenia - TUTAJ



Pisząc to, co napisałam dwa posty niżej - nie miałam na celu nikogo obrażać. Pisałam co myślę i proszę to uszanować. Oczywiście - jestem otwarta na dyskusję, polemikę, rozmowę, jednak nie zgadzam się aby ktoś występował od razu z krzykiem i obrażaniem mnie i wartości, które są dla mnie ważne.


Pisanie pewnych słów dużą literą - nie oznacza pychy, oznacza szacunek dla pewnych wartości, symboli.


Szanuję każde wyznanie. Mam wielu przyjaciół wśród niewierzących, ateistów, agnostyków.


Żyję w zgodzie z wieloma Świadkami Jehowy. Mam dobrego kolegę Sikhę. Przyjaźnię się z Zielonoświątkowcami, mam w rodzinie Prawosłwanych. Znam kilku Muzułmanów i bardzo ich lubię.


Dlaczego uważam, że w Sejmie powinien być Krzyż? - już o tym pisałam.


Rok 966 - chrzest Polski.


Dlaczego w tej chwili waham się, czy ten symbol powinien wisieć w Sejmie?


Dlatego, że go szanuję...


Gdyby gdzieś wisiał portret kogoś mi bliskiego i gdyby w tym pomieszczeniu go opluwano, gdyby wyśmiewano, gdyby..., to bym go stamtąd zabrała.


Nie dlatego, że by mi kazano, nie - z tego powodu bym nie uległa.


Zabrałabym, dlatego, że takie traktowanie jest niesmaczne.


Czy inne symbole religijne powinny znaleźć się w Sejmie?


Osobiście - nie mam nic przeciwko temu. Z jednym zastrzeżeniem. Krzyż na pierwszym miejscu - bo Polska przyjęła chrzest a nie Islam...


Szanuję inne symbole religii, ze względu na to, że są ważne dla innych wyznań. Dla mnie osobiście mają tylko to jedno znaczenie - są ważne dla kogoś. Swoją obecnością ani mnie nie obrażają, ani niesmaku nie powodują, ani im pokłonu nie oddam.


Jeśli ich obecność miałaby sprawić, że ludzie, dla których są ważne, zaczną bardziej dbać o naród, o każdego człowieka, zaczną uchwalać zdrowe ustawy, to nie mam nic przeciwko.


Z wyjątkiem odwróconego krzyża, bo dla mnie to profanacja. Nawet jeśli dla mnie to wyłącznie symbol św. Piotra.


 i jeszcze jedno - Truscaveczko - nie, nie jestem za mordowaniem- nie cierpię fanatyzmu w żadnej postaci. Mam swoje wartości, ich się trzymam, bronię i ich się nie wstydzę, jednak fanatyzm jest mi obcy.


Nie, nie chcę tolerancji - chcę szacunku, bo i ja nie toleruję a szanuję. Niewierzących też, bo dla mnie ważny jest człowiek. Nie pytam, czy ktoś wierzy i w co wierzy, jeśli jest Człowiekiem, to go szanuję i tyle.


------------------------------


W swoim wpisie nie chciałam też obrażać przedstawicieli różnych zawodów, chciałam tylko powiedzieć, żeby traktowali każdego człowieka tak, jak sami chcieli by być traktowani.


Masarz, który mówi publicznie, że nie odważyłby się zjeść produktów własnej masarni...
Czy to, że sąsiad je je, że jedzą dzieci, czy to go nie rusza?


Sprzęt, który się psuje po dwukrotnym użyciu. Kto go wyprodukował i z myślą o kim?


Oczywiście jest wielu uczciwych, wspaniałych ludzi, ale niestety - ogólnie - nie jest z nami dobrze, oj nie...


Nie namawiam ani nie popieram niemycia się :)


Jednak są takie sytuacje, gdy człowiek jest bezradny, niesamodzielny, chory. Często nie ma nawet pomocy odpowiedniej.


Co tu dużo mówić. Mój przykład. Pierwsze zawroty głowy około 10 lat temu. Bardzo silne. Nie było mowy, zeby usiąść na łóżku.


Przez siedem tygodni(!!!) nie byłam w stanie w żaden sposób umyć głowy!. Najmniejszy ruch powodował potworne zawroty, omdlenia. Siedząc na sztywno w wannie, próbowałam lać wodę po sobie, spływająca woda, po oczach, wywoływała tortury, a to już było po tych siedmiu tygodniach niemycia łepetyny...


Nikt nie mógł mi pomóc, bo każde dotknięcie, najmniejszy ruch był dla mnie torturą.


Zawroty były oporne na wszystkie leki - próbowałam z każdej grupy.


Odpuściły po pół roku - nie całkiem, ale było dużo lepiej.


Potem jeszcze wracały.


Tak, przejmowałam się tym niemytym łbem. Na szczęście trafił do mnie dobry lekarz - nie martw się, to wszystko jest nieważne, wypucujesz się, gdy będziesz mogła. To jest bez znaczenia. Pacjent nie fijołek, nie trza go wąchać tylko leczyć (przerobił znany szmonces).


Skrajny przypadek - znajomy zaginął w lesie. Szukały go śmigłowce, szukała rodzina, policja.
Nie znaleźli. Po kilku dniach, moze nawet kilkunastu, ktoś go znalazł, nieprzytomnego, potwornie brudnego, pogryzionego przez robaki.


Przewieziono go do szpitala, powiadomiono rodzinę. Rodzina przyszła i ... została potwornie zjechana przez lekarzy, za to, ze doprowadzili dziadka do takiego stanu, że brudny, że śmierdzi... Nie pomagały tłumaczenia, dlaczego jest w takim stanie.


Dopiero po jakimś czasie lekarze przeprosili z łaski.


Inny przypadek - opisałam w komentarzach.


To są skrajne przypadki, wiem. Jednak chciało by się, żeby na pierwszym miejscu stał człowiek - nie ważne jak wygląda i jak pachnie i ile ma lat.


Zapis w poradni przyszpitalnej, że pacjenci nie będą rejestrowani do końca roku a pacjenci po sześćdziesiatym roku życia - w ogóle... Dla mnie coś takiego jest niedopuszczalne.


Widzimy to, początkowo się oburzamy, potem się przyzwyczajamy, przestajemy reagować, w końcu zaczynamy traktować jak coś normalnego...


-----------------


...a miało być o świrniętej czapce...


Wybaczcie, to takie przemyślenia wynikające z troski, bo chciałabym, żeby było pięknie, dobrze i miło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz