Dzisiaj przede wszystkim śpieszę złożyć życzenia Wielkanocne wszystkim stałym bywalcom mojego bloga jak również tym, którzy zaglądają tu sporadycznie, oraz tym, którzy być może zajrzą przez przypadek-
Błogosławionych, spokojnych, radosnych, ciepłych, kolorowych, niezapomnianych, rodzinnych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego!!!
Niech Jezus zrzuci z nas wszelkie kamienie, które nas przygniatają, niech obdarzy szczęściem i spokojem jak Magdalenę, która chwilę wcześniej Go opłakiwała a chwilę potem miała swojego Mistrza żywego przed sobą.
Niech pomoże zadumać się nad pustym grobem i nad wielkim cudem, który się tam wówczas dokonał a który trwa na wieki.
Ja mały człowieczek nie rozumiem cierpienia i... nie chcę rozumieć, ja chcę widzieć wyłącznie Zmartwychwstanie i radość i szczęście... i że już nigdy więcej- zadnych problemów, kłopotów, chorób... już tylko dobrze i zawsze dobrze i tego samego wszystkim Wam życzę!!!
Raportu robótkowego nie będzie jeszcze. Moje drutowanie nie posunęło się zbytnio do przodu.
Wiadomo... znowu zdrowie...
Wczoraj był dzień samych atrakcji, najpierw rozbolało prawie wszystko co tylko mogło, potem jakaś senność mnie wzięła, ot kilkanaście minut drzemki a potem to już było istne wariactwo :(
Obudziłam się i za chwilę wzrok zaczął szwankować, najpierw przestałam widzieć centralnie, za chwilę dołączyła się cała prawa połowa pola widzenia. Trwało to około pół godziny, zakończyło się piekielnymi błyskami po prawej stronie i jako tako wróciło do normy... do mojej normy, bo ubytki w polu widzenia to już niestety mam od lat na stałe :(
Wiadomo co dalej- znowu strach, czy to "tylko" naczyniowe czy może coś poważniejszego.
Następne w kolei dołączyły się jakieś dziwne problemy z pamięcią, gapiłam się na przedmioty dookoła i za nic nie mogłam sobie przypomnieć jak się zwą..., trwało to też tylko kilka minut, ale ze strachu mało nie oszalałam, okropnie nieprzyjemne jest takie uczucie pustki w głowie :(
Potem zawroty głowy, nie takie straszne jak nieraz miewam, ale przyjemne wcale nie...
Do wieczora i w sumie do dzisiaj jakieś potworne osłabienie, jak wstaję, to ucisk za mostkiem do szyi, jak leżę, to dla większej chyba rozrywki boli mnie żyła w łydce...
Dzisiaj to już tylko jestem osłabiona i jakaś oszołomiona i bardzo, bardzo smutna, już nawet nie chce mi się bać :(
Do tego od czasu przeziębienia cały czas mnie narywa nerw trójdzielny w okolicach oczodołu.
Ogólnie mam dosyć. Ledwie po przeziębieniu doszłam do siebie a tu takie wariactwa.
Nienawidzę tych migren czy co to tam jest, nie cierpię zawrotów, które w moim wypadku są oporne na wszelkie leki...
Ból jakoś można znieść ale te wszystkie dodatki, to jakiś koszmar :(
No, to się wyżaliłam, przepraszam... gdyby nie to, ze chciałam tutaj wpisać życzenia, to siedziałabym dzisiaj cicho a tak, to wylałam wszystko... no prawie wszystko :(
Smutno mi.
Niczego mi nie brakuje i nigdy nie brakowało poza zdrowiem moim i najbliższych, widocznie tak mi już jest pisane.
Kiedyś miałam jeszcze nadzieję, choć lekarze już wieki temu kazali mi chorobę... polubić.
Teraz już i te mizerne szczątki nadziei we mnie zdychają.
Jedynie moje zielone stworki starają się mnie pocieszyć jak mogą, tylko, ze mam coraz mniej siły, zeby się nimi zajmować...
za to skrzydłokwiat się na mnie obraził... tyłem do mnie, tyłem do pokoju i w ogóle jest na "nie"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz