Przez ostatnie dwa dni zajmowałam się plątaniem frywolnego naszyjnika (już nie wspomnę o kolejnej migrenie ocznej, które mi zepsuła dokumentnie dzień od trzeciej rano/w nocy...).
W sumie nie mam się czym chwalić, bo wzór już znany, ale na blogu jeszcze nie pokazywany, więc...
Historia tego naszyjnika jest prosta- gdy zaczynałam przygodę z frywolitkami zauroczyły mnie prace Riny Stiepnoj i postanowiłam zmierzyć się z czymś podobnym.
Nie miałam żadnego schematu, więc było to tylko luźne nawiązanie i do tego bardzo nieudolne do jej prac.
Ten mój pierwszy naszyjnik wyglądał tak-
Kolejnym był naszyjnik ślubny z dość ciekawym zestawem kamieni, wybranym przez osobę, dla której był wykonany- kryształ górski ciosany, biały koral, koraliki cracle i inne.
i to by było na tyle ;)
Wracam do dziergania Manonki- zostały mi tylko rękawy :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz